czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 8 cz. 2



                Po wieczornym załamaniu nerwowym, które zdarzyło mi się pierwszy raz odkąd pogodziłem się ze śmiercią Anny, wydawało się, że już wszystko z moją psychiką jest okej. Wstałem o ósmej rano w miarę wypoczęty, wykonałem poranną toaletę, ubrałem się i poszedłem na śniadanie. Przy jednym ze stolików znalazłem moich kumpli, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali, wszyscy mieli poważne miny, co nie zdarza się często. Usadziłem mój szanowny tyłek na ostatnim wolnym krześle i zawołałem kelnera, po czym złożyłem swoje zamówienie. Chłopcy jakoś dziwnie się mi przyglądali i miałem wrażenie, że chcą mnie o coś zapytać.

-No mówcie w końcu co wam leży na wątrobie.-rzuciłem, uśmiechając się promiennie.

-Słyszeliśmy o twoim wczorajszym załamaniu i martwimy się o ciebie. Może powinniśmy wrócić do Londynu?-zapytał Liam.
-No co wy chłopcy, nie jestem w tak złym stanie, żeby rezygnować z wakacji. To był tylko jednorazowy przypadek, poza tym już nie mam myśli samobójczych.
-Nie chcemy po prostu żeby coś ci się stało, w takim stanie robisz różne dziwne i niebezpieczne rzeczy.-dorzucił Louis spokojnie.
-Ja rozumiem, że się martwicie, ale już wszystko gra, nie będzie powtórki z przed dwóch i pół roku. A teraz może spokojnie zjemy śniadanie i pójdziemy do Eda i tej jego laski?
                Tak jak powiedziałem, po pożywnym śniadaniu -co u Nialla znaczy, że je trzy jajecznice, stos tostów i popija to trzema herbatami z mlekiem, poszliśmy do naszego przyjaciela. Długo pukaliśmy, aż w końcu nam otworzył.
-O, chłopaki, co wy tak wcześnie, nie mieliście mieć wakacji? Zazwyczaj śpicie do południa.-powiedział zaskoczony Sheeran.
-O której wylatujemy do tej całej Hiszpanii? A tak w ogóle to miło cię dziś widzieć, może wejdziemy, a nie tak nas na korytarzu trzymasz.-zaśmiał się Louis.
-Oczywiście, wchodźcie.
                Usiedliśmy na wielkiej sofie i rozglądaliśmy po apartamencie, aż mój wzrok padł na pięć nierozpakowanych walizek.
-Aż tyle ciuchów zabierasz ze sobą w trasę?-rzuciłem ze śmiechem.     
               Po chwili drzwi od sypialni stanęły otworem, a w nich ujrzałem syna jego panienki, który wyglądał uroczo taki zaspany. Gdy jego wzrok zatrzymał się na nas, od razu jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
-Wujek!-wykrzyknął, biegnąc w stronę Lou i przytulając jego nogę. Był taki uroczy, że uśmiech sam wskoczył mi na usta.
-Hej mały mężczyzno. Jak się dziś czujemy?-zapytał mój przyjaciel, biorąc go na ręce.
-Dobze, dopielo wstałem, a mamusia jesce spi.

-To może zrobimy jej pobudkę, co szkrabie?
-Taak!
-To nie najlepszy pomysł, A… Mia nie lubi jak się ją budzi.-odezwał się Ed, podniesionym głosem.
-Spokojnie, nic złego jej nie zrobimy. Chodź Hazza, pomożesz nam, nie chcę nawet słyszeć sprzeciwu.
                Udaliśmy się do sypialni, którą zajmowała dziewczyna, mały chichotał cichutko, a ja miałem pewne wątpliwości, ale postanowiłem się jednak trochę zabawić. Położyłem się za brunetką, nachyliłem i wyszeptałem do jej ucha uwodzicielskim głosem.
-Wstawaj kochanie, już ranek, nie każ mi czekać na śniadanie.
-Jeszcze chwile Harry, till the end of time, till I'm on your mind…-zaczęła nagle nucić znaną mi piosenkę. Ma taki znajomy głos… Weź się w garść Styles, ona nie żyje!

-Wstawaj śpiąca królewno!-wykrzyknął nagle Louis, a razem z nim malec. Dziewczyna zerwała się z łóżka, przy czym uderzyła swoją głową w moją, co wyraziłem głośnym jękiem bólu. Siedziała chwilę przerażona, podczas gdy ja pocierałem swój podbródek, a następnie zakryła się kołdrą.
-Co wy robicie w moim pokoju!?-wykrzyknęła, przez co zlecieli się wszyscy z drugiego pokoju. Usłyszałem ciche chlipanie obok siebie, gdy się rozejrzałem, dostrzegłem chłopca, który zanosił się już płaczem. Wstałem, po czym wziąłem go na ręce, gdy malec wtulił się we mnie, pogłaskałem uspokajająco jego plecki.
-Nie denerwuj się Mia, to tylko żart był.-rzucił Tommo, uśmiechając się do dziewczyny.
-Wyjdźcie stąd!

                Nie było mi trzeba dwa razy powtarzać, wyszedłem z pomieszczenia i usiadłem z chłopcem na fotelu. Zauważyłem, że trzyma on moją komórkę, więc pozwoliłem mu się nią bawić, a sam zapatrzyłem się na ścianę naprzeciwko. Czemu ona jest taka nerwowa? Przecież my tylko chcieliśmy jej zrobić żart.  Z zamyślenia wyrwał mnie słabiutki głosik malca.
-Mas wiadomosc na poczcie.

                Wziąłem telefon do ręki. Skubany otworzył moją skrzynkę pocztową. Niezły jest. Przypomniałem sobie, że Warren miał mi przysłać zdjęcie mojego dziecka, więc szybko otworzyłem wiadomość i czekałem aż się załaduje. Gdy ujrzałem fotografię, nie mogłem uwierzyć w to co widzę.

 


1 komentarz:

  1. Super! Nie mogę się doczekać następnego! Zapraszam: http://angels-to-fly-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń