Weszliśmy wszyscy do naszego domu i
usiedliśmy w salonie, pociągnąłem Anne szybko na swoje kolana, zanim zdążyła
usiąść gdzieś indziej. Ojciec mojej
dziewczyny przyglądał się nam przez chwilę w milczeniu z uniesioną brwią, po
czym zaczął mówić.
-Wiem, że źle zrobiłem, zostawiając
was samych, ale nie miałem innego wyboru, Sophia to rozumiała. Nie chciałem was
narażać na niebezpieczeństwo związane z moją pracą, ale jak widzicie to i tak
się stało.-przerwał, rozglądając się po pomieszczeniu-Chciałbym porozmawiać z
moimi dziećmi w cztery oczy.-powiedział w końcu.
Chłopaki poszli od razu, ja chciałem
się upewnić, że Anna mnie nie potrzebuje i gdy tylko skinęła głową na znak
zgody, ruszyłem w stronę schodów. Korzystając z okazji, wziąłem prysznic,
przebrałem się w świeży t-shirt oraz bokserki i zabrałem się za sprawdzanie
twitter’a. Jakiś czas później, gdy już
prawie usypiałem, do mojej sypialni weszła An i bez słowa wtuliła się we mnie.
-Co się stało skarbie?
-Nie sądziłam, że kiedyś w ogóle
wróci. Z resztą nie ważne, chodźmy już spać, dość niespodzianek jak na jeden
dzień.-powiedziała, uśmiechając się do mnie.
A.M.L Corvinus POV
Minął miesiąc od kiedy moja mama nie
żyję, po mordercach ani śladu, a związek z Hazzą kwitnie. Ostatnio wyskoczył
nagle z propozycją małych wakacji w Paryżu, gdy to wszystko się już skończy.
Mówiąc „wszystko” mam na myśli zwiększoną ochronę, brak możliwości wychodzenia
z domu, jeżeli nie musimy załatwić czegoś związanego z pracą i zerowy poziom
prywatności. Rozumiem, że wszyscy chcą nas chronić, ale to tylko jeszcze
bardziej działa mi na nerwy! Wczoraj na szczęście udało mi się ubłagać ojca, by
pozwolił mi wyjść z domu na małe zakupy z Dani, El i Perry, oczywiście musiałam
pójść na kompromis, a mianowicie zgodzić się na trójkę ochroniarzy. Jak zwykle
miał ze mną być Daniel, ale dali mi jeszcze Alice oraz Kevina. Ta dwójka była
dla mnie znajoma, ona blond włosa, wysportowana dwudziestopięciolatka oraz
trzydziestoletni brunet. Wracając do
zakupów to wybraliśmy się do pobliskiego centrum handlowego i wszystko wydawało
się być wspaniałe, do czasu aż w H&M spotkaliśmy byłą Styles’a-Taylor Swift (dokładnie tak była wtedy ubrana).
-No cześć dziewczyny, widzę, że
zakupy się udały. A kogóż moje oczy widzą? Nadal nie umiesz się ubrać, a twoje
piosenki są do bani, mówię ci to jako dobra znajoma, skończ z tym dopóki jeszcze
możesz.-powiedziała z fałszywym uśmiechem na swoich wybotoksowanych ustach.
-Wiesz, ja zawsze mogę się przebrać,
a ty nigdy się nie zmienisz i nadal będziesz
wredną suką. A jak tam policzek, miałaś może siniaczka?-zapytałam, wykonując
przy okazji gest, który podłapałam od Louis’a, czyli ocieranie łezki.
-Ty wredna idiotko! Jesteś jakaś
psychiczna, dziwie się, że chłopcy w ogóle zechcieli z tobą nagrywać! Zawsze będziesz
nikim, nie zmieni tego nawet sława, którą robisz na One Direction!-wywrzeszczała,
podchodząc niebezpiecznie blisko mnie, na co ochroniarze od razu zareagowali,
wychodząc przede mnie.
-Do nie zobaczenia Taylor. Idziecie dziewczyny?-rzuciłam
na odchodne i razem z resztą ruszyłam do wyjścia z galerii.
Tak to było, a teraz wróćmy do czasu
aktualnego. Właśnie siedziałam w swoim pokoju, gdy do pomieszczenia wszedł mój
tata, który miał smutną minę.
-Co tam tato?
-Musimy poważnie porozmawiać Lizo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz