niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 13



               Weszliśmy wszyscy do naszego domu i usiedliśmy w salonie, pociągnąłem Anne szybko na swoje kolana, zanim zdążyła usiąść gdzieś indziej.  Ojciec mojej dziewczyny przyglądał się nam przez chwilę w milczeniu z uniesioną brwią, po czym zaczął mówić.

-Wiem, że źle zrobiłem, zostawiając was samych, ale nie miałem innego wyboru, Sophia to rozumiała. Nie chciałem was narażać na niebezpieczeństwo związane z moją pracą, ale jak widzicie to i tak się stało.-przerwał, rozglądając się po pomieszczeniu-Chciałbym porozmawiać z moimi dziećmi w cztery oczy.-powiedział w końcu.


                Chłopaki poszli od razu, ja chciałem się upewnić, że Anna mnie nie potrzebuje i gdy tylko skinęła głową na znak zgody, ruszyłem w stronę schodów. Korzystając z okazji, wziąłem prysznic, przebrałem się w świeży t-shirt oraz bokserki i zabrałem się za sprawdzanie twitter’a.  Jakiś czas później, gdy już prawie usypiałem, do mojej sypialni weszła An i bez słowa wtuliła się we mnie.

-Co się stało skarbie?

-Nie sądziłam, że kiedyś w ogóle wróci. Z resztą nie ważne, chodźmy już spać, dość niespodzianek jak na jeden dzień.-powiedziała, uśmiechając się do mnie.

A.M.L Corvinus POV

              Minął miesiąc od kiedy moja mama nie żyję, po mordercach ani śladu, a związek z Hazzą kwitnie. Ostatnio wyskoczył nagle z propozycją małych wakacji w Paryżu, gdy to wszystko się już skończy. Mówiąc „wszystko” mam na myśli zwiększoną ochronę, brak możliwości wychodzenia z domu, jeżeli nie musimy załatwić czegoś związanego z pracą i zerowy poziom prywatności. Rozumiem, że wszyscy chcą nas chronić, ale to tylko jeszcze bardziej działa mi na nerwy! Wczoraj na szczęście udało mi się ubłagać ojca, by pozwolił mi wyjść z domu na małe zakupy z Dani, El i Perry, oczywiście musiałam pójść na kompromis, a mianowicie zgodzić się na trójkę ochroniarzy. Jak zwykle miał ze mną być Daniel, ale dali mi jeszcze Alice oraz Kevina. Ta dwójka była dla mnie znajoma, ona blond włosa, wysportowana dwudziestopięciolatka oraz trzydziestoletni brunet.  Wracając do zakupów to wybraliśmy się do pobliskiego centrum handlowego i wszystko wydawało się być wspaniałe, do czasu aż w H&M spotkaliśmy byłą Styles’a-Taylor Swift (dokładnie tak była wtedy ubrana).

-No cześć dziewczyny, widzę, że zakupy się udały. A kogóż moje oczy widzą? Nadal nie umiesz się ubrać, a twoje piosenki są do bani, mówię ci to jako dobra znajoma, skończ z tym dopóki jeszcze możesz.-powiedziała z fałszywym uśmiechem na swoich wybotoksowanych ustach.

-Wiesz, ja zawsze mogę się przebrać, a ty nigdy się nie zmienisz i  nadal będziesz wredną suką. A jak tam policzek, miałaś może siniaczka?-zapytałam, wykonując przy okazji gest, który podłapałam od Louis’a, czyli ocieranie łezki.

-Ty wredna idiotko! Jesteś jakaś psychiczna, dziwie się, że chłopcy w ogóle zechcieli z tobą nagrywać! Zawsze będziesz nikim, nie zmieni tego nawet sława, którą robisz na One Direction!-wywrzeszczała, podchodząc niebezpiecznie blisko mnie, na co ochroniarze od razu zareagowali, wychodząc przede mnie.

-Do nie zobaczenia Taylor. Idziecie dziewczyny?-rzuciłam na odchodne i razem z resztą ruszyłam do wyjścia z galerii.

            Tak to było, a teraz wróćmy do czasu aktualnego. Właśnie siedziałam w swoim pokoju, gdy do pomieszczenia wszedł mój tata, który miał smutną minę.
-Co tam tato?
-Musimy poważnie porozmawiać Lizo.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz