poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 14



 Harry Styles POV
              Jak ten czas szybko leci, niedawno jeszcze było lato, a teraz już jesień. Sytuacja w domu nadal była napięta, ale szło się do tego przyzwyczaić. Mieliśmy już całą płytę gotową, wczoraj, 23 września ukazała się w sklepach. Pocieszałem się myślą, że nie długo złapią tych morderców i będzie wszystko dobrze.
            Obudziłem się rano w doskonałym humorze, gdyż obok mnie leżała moja księżniczka i jeszcze słodko spała. Uwielbiałem na nią wtedy patrzeć, była taka spokojna, często nawet się uśmiechała przez sen. Akurat, gdy głaskałem ją po policzku, otworzyła swoje, zaspane oczęta i powtórzyła mój gest.
-Hej skarbie, jak ci się spało?-zapytałem, uśmiechając się do niej.
-A bardzo dobrze, coś ty taki szczęśliwy dzisiaj?


-Cieszę się, że cię mam księżniczko, chodźmy zrobić śniadanie dla tych głodomorów.-powiedziałem, dając jej szybkiego całusa i wstałem z łóżka.
            Ubraliśmy się, zeszliśmy na dół i zabraliśmy się za robienie posiłku dla wszystkich. Mówiąc wszyscy mam na myśli 4/5 One Direction, Jaspera, Daniela, Daniell, Eleonor oraz Stephen’a. Perry wyjechała tydzień temu w trasę po USA.


             Gdy zaczęli się już schodzić, usiedliśmy do stołu i delektowaliśmy się pysznymi grzankami oraz jajecznicą. Pogadaliśmy trochę, przez co dowiedziałem się, że Anna wraz z rodziną idą dziś na zakupy i moja ukochana ma spotkanie z fanami. Tak więc po pysznym śniadanku, my z chłopakami pojechaliśmy do studia, gdzie mieliśmy być dość długo, a reszta czekała na swoje wyjście. Na miejsce dojechaliśmy o 1237, przeprawienie się przez może fanek zajęło nam aż pół godziny i w końcu mogliśmy spokojnie „usiąść” na kanapach.


-No to chłopcy, chciałbym wam przedstawić mój nowy pomysł, który wytwórnia poparła, a mianowicie…zaśpiewacie z niejakim Asher’em Roth’em, to amerykański raper.-powiedział, zadowolony ze swojego pomysłu.


Rozmawialiśmy tak mniej więcej do godziny 1713, kiedy zadzwonił mój telefon, na wyświetlaczu był napis: Anna<3<3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 -No hej kicia, co tam u ciebie?

-Styles, jak dobrze, że się dodzwoniłem.-powiedział ojciec mojej ukochanej- Anna i Jasper zostali postrzeleni, lekarze nie dają im szans na przeżycie. Jesteśmy właśnie w szpitalu św. Adriana, przyjedźcie jak najszybciej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
            Telefon właśnie wypadł mi z ręki, a chłopcy patrzyli na mnie z dziwnymi minami. Szybko powiedziałem im co się stało i pojechaliśmy we wskazane przez Stephen’a miejsce. Jako że  z nas wszystkich to Zayn najmniej przeżywał, to właśnie on prowadził samochód. Po jakichś dwudziestu minutach byliśmy na miejscu i wbiegaliśmy do szpitala. Ustaliliśmy gdzie leżą Corvinus’owie i szybko tam poszliśmy, a przed właściwą salą zobaczyliśmy płaczącego ojca mojej dziewczyny.


-Co z nimi?-rzucił szybko Liam, który jako jedyny zdołał przebić tą ciszę.
-Oni…oni, jakieś pięć minut temu przewieźli ich do kostnicy. Moje jedyne dzieci już nie żyją.-powiedział, znów zalewając się łzami.


           A ja stałem tam tylko i nie chciałem mu uwierzyć, nie chciałem uwierzyć, że moja miłość nie żyje. Nagle poczułem, że muszę stamtąd wyjść, więc jak najszybciej mogłem, nie zważając na wołania chłopaków, wybiegłem ze szpitala. Ostatnią moją myślą wtedy było tylko:"Już nie mam po co żyć".






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz