środa, 16 lipca 2014

Rozdział 11



             Na miejsce dojechaliśmy w jakieś czterdzieści pięć minut, wysiedliśmy i zajęliśmy kolejkę. Kupiliśmy bilety i  mieliśmy ruszać, ale na chłopaków rzuciły się fanki, więc musieliśmy na nich zaczekać. Po kilku minutach znudziło nam się czekanie, więc poszliśmy do budki z przekąskami i zamówiliśmy sobie coś do jedzenia. Następnie ja, Jasper, Daniel oraz Greg postanowiliśmy pójść do stoiska, w którym rzuciwszy piłeczką, można było wygrać nagrodę. Wszyscy próbowaliśmy, ale tylko Dan zbił wszystkie butelki i odebrał  nagrodę, którą był wielki (około 120cm), pluszowy miś. My za nasze starania dostaliśmy po wacie cukrowej i poszliśmy wszyscy dalej.

-Anna, ja i tak nie potrzebuję tego miśka, więc proszę weź go.-powiedział mój ochroniarz, wciskając mi w ramiona maskotkę.
-Ale ja nie mogę Daniel, ty go wygrałeś, a poza tym Harry znów będzie zazdrosny.
-Mam w dupie twojego chłopaka, wezmę jego złość na siebie, przecież widzę, że ci się podoba.
-No okej, ale ja za to dam ci trochę waty i nie chcę słyszeć sprzeciwu. Chodźmy lepiej do chłopaków, bo zaczną się martwić.
              Całe nasze towarzystwo znaleźliśmy w kolejce na roller coaster, na którego osobiście nie chciałam iść. Ale czego się nie robi dla tych hipnotyzujących, zielonych tęczówek? I tak oto wylądowałam w jednym wagoniku z Hazzą, drąc się i ściskając mocno jego ręce. Wychodząc na koniec mocno kręciło mi się w głowie i nie byłam w stanie sama chodzić, dlatego podtrzymywał mnie mój chłopak.
-Nigdy więcej nie wsiądę do żadnej kolejki górskiej, nikt mnie do tego nie przekona, nikt!

             Do końca dnia chodziłam z misiem od Dan’a i trzymałam się z dala od wszystkich szybkich atrakcji. Do domu zaczęliśmy zbierać się około 1930, ale po drodze Horan stwierdził, że musimy się natychmiast zatrzymać na coś do jedzenia i wyszło na to, że wróciliśmy dopiero o 2156. Nawet nie pytajcie czemu nam to tyle zajęło. Najedzeni weszliśmy do swoich pokoi, by się odświeżyć i gdy już to zrobiliśmy, usiedliśmy wszyscy w salonie. Ja z Harrym oczywiście zajęliśmy wygodny fotel, po czym pozwoliliśmy sobie na kilka długich całusów.
-Zaraz chyba rzygnę tęczą, przestańcie tak słodzić.-wyrzucił z siebie w pewnym momencie Zayn.
-Nie musisz patrzeć w naszą stronę, jeśli to ci przeszkadza.-odpowiedział  mój chłopak, pokazując mu język jak jakiś pięciolatek.

Nagle zadzwonił mój telefon, sprawdziłam kto dzwoni i wyświetlił się numer nieznany, więc odebrałam.
-Przymknijcie się wszyscy!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Anna Corvinus słucham?
-Witaj córeczko mam nadzieję, że jeszcze mnie pamiętasz, co?
-Tata? Czemu do mnie dzwonisz?
-Jestem właśnie w Nowym Jorku, przed domem waszej matki. Może lepiej weź  na głośno mówiący, żebym nie musiał się powtarzać i usiądź. –powiedział poważnym tonem, więc zrobiłam to o co mnie prosił.
-Okej już możesz mówić.
-No więc jestem pod domem Sophi z całym zastępem policji i właśnie przed chwilą się dowiedziałem, że ktoś ją zabił. Nie dali rady jej uratować, a co gorsza zabójca zostawił wiadomość, że wy jesteście następni na jego liście, więc cokolwiek by się nie działo nie wolno wam zostawać samym ani przyjeżdżać  do Stanów, rozumiecie?-rzucił do nas lekko trzęsącym się z emocji głosem.
-To co w takim razie mamy zrobić?-zapytał nadal opanowany Jasper.
-Zostańcie tam gdzie jesteście, powiadomię menadżera Anny i przylecę do was jak najszybciej zdołam. Do tego czasu spróbujcie unikać mało uczęszczanych miejsc. Muszę kończyć, nie długo znów zadzwonię, pa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz