Na miejsce dojechaliśmy w jakieś czterdzieści
pięć minut, wysiedliśmy i zajęliśmy kolejkę. Kupiliśmy bilety i mieliśmy ruszać, ale na chłopaków rzuciły się fanki, więc musieliśmy na
nich zaczekać. Po kilku minutach znudziło nam się czekanie, więc poszliśmy do
budki z przekąskami i zamówiliśmy sobie coś do jedzenia. Następnie ja, Jasper,
Daniel oraz Greg postanowiliśmy pójść do stoiska, w którym rzuciwszy piłeczką,
można było wygrać nagrodę. Wszyscy
próbowaliśmy, ale tylko Dan zbił wszystkie butelki i odebrał nagrodę, którą
był wielki (około
120cm), pluszowy miś. My za nasze starania dostaliśmy po wacie cukrowej i poszliśmy wszyscy dalej.
-Anna, ja i tak nie potrzebuję tego miśka,
więc proszę weź go.-powiedział mój ochroniarz, wciskając mi w ramiona maskotkę.
-Ale ja nie mogę Daniel, ty go wygrałeś, a
poza tym Harry znów będzie zazdrosny.
-Mam w dupie twojego chłopaka, wezmę jego
złość na siebie, przecież widzę, że ci się podoba.
-No okej, ale ja za to dam ci trochę waty i
nie chcę słyszeć sprzeciwu. Chodźmy lepiej do chłopaków, bo zaczną się martwić.
Całe nasze towarzystwo znaleźliśmy w kolejce
na roller coaster, na którego osobiście nie chciałam iść. Ale czego się nie
robi dla tych hipnotyzujących, zielonych tęczówek? I tak oto wylądowałam w
jednym wagoniku z Hazzą, drąc się i ściskając mocno jego ręce. Wychodząc na
koniec mocno kręciło mi się w głowie i nie byłam w stanie sama chodzić, dlatego
podtrzymywał mnie mój chłopak.
-Nigdy więcej nie wsiądę do żadnej kolejki górskiej,
nikt mnie do tego nie przekona, nikt!
Do końca dnia chodziłam z misiem od Dan’a i
trzymałam się z dala od wszystkich szybkich atrakcji. Do domu zaczęliśmy zbierać
się około 1930, ale po drodze Horan stwierdził, że musimy się
natychmiast zatrzymać na coś do jedzenia i wyszło na to, że wróciliśmy dopiero
o 2156. Nawet nie pytajcie czemu nam to tyle zajęło. Najedzeni weszliśmy
do swoich pokoi, by się odświeżyć i gdy już to zrobiliśmy, usiedliśmy wszyscy w
salonie. Ja z Harrym oczywiście zajęliśmy wygodny fotel, po czym pozwoliliśmy
sobie na kilka długich całusów.
-Zaraz chyba rzygnę tęczą, przestańcie tak
słodzić.-wyrzucił z siebie w pewnym momencie Zayn.
-Nie musisz patrzeć w naszą stronę, jeśli to
ci przeszkadza.-odpowiedział mój chłopak,
pokazując mu język jak jakiś pięciolatek.
Nagle zadzwonił mój telefon, sprawdziłam kto
dzwoni i wyświetlił się numer nieznany, więc odebrałam.
-Przymknijcie się wszyscy!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Anna Corvinus słucham?
-Witaj córeczko mam nadzieję, że jeszcze mnie
pamiętasz, co?
-Tata? Czemu do mnie dzwonisz?
-Jestem właśnie w Nowym Jorku, przed domem
waszej matki. Może lepiej weź na głośno mówiący,
żebym nie musiał się powtarzać i usiądź. –powiedział poważnym tonem, więc
zrobiłam to o co mnie prosił.
-Okej już możesz mówić.
-No więc jestem pod domem Sophi z całym zastępem
policji i właśnie przed chwilą się dowiedziałem, że ktoś ją zabił. Nie dali rady
jej uratować, a co gorsza zabójca zostawił wiadomość, że wy jesteście następni
na jego liście, więc cokolwiek by się nie działo nie wolno wam zostawać samym
ani przyjeżdżać do Stanów, rozumiecie?-rzucił
do nas lekko trzęsącym się z emocji głosem.
-To co w takim razie mamy zrobić?-zapytał
nadal opanowany Jasper.
-Zostańcie tam gdzie jesteście, powiadomię
menadżera Anny i przylecę do was jak najszybciej zdołam. Do tego czasu spróbujcie
unikać mało uczęszczanych miejsc. Muszę kończyć, nie długo znów zadzwonię, pa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz