Siedzę właśnie w mojej sypialni, otoczona przez przyjaciółki, przyszłą teściową, makijażystki, fryzjerki i manikiurzystki. Na sobie mam piękną, białą suknię,
którą pomagała mi wybierać moja druchna Gemma. Razem z Harry'm zdecydowaliśmy, że to właśnie ona i Jasper będą naszymi świadkami. A jeśli chodzi o nich, to są parą, mieszkają razem, dobrze im się układa i nic nie wskazuje na to, że coś się zmieni, bynajmniej na gorsze.
-Musimy się już zbierać dziewczęta.-zwraca moją uwagę przyszła teściowa.
Dziewczyny od razu wychodzą z pomieszczenia i zostaję sama z Gemmą. Właśnie w tym momencie dopadają mnie wątpliwości. Czy spodobam się ukochanemu w tej sukni? Czeka przed ołtarzem, czy już uciekł? Chowam twarz w ręce i próbuje unormować przyśpieszony oddech, ale to nic nie daje, dalej jestem przerażona.
-Hej, co się dzieje?-pyta siostra mojego ukochanego, podchodząc bliżej mnie i kładąc rękę na ramieniu.
-Zawsze śmiałam się z tych panienek w filmach, ale teraz sama boję się jak to będzie. Najgorsze jest chyba to, że mimo mojej miłości do Twojego brata, czuję lęk, czy on przypadkiem nie zawieje albo wszystkiego nieodwoła.
-Harry taki nie jest, a z tego co mówił mi Jasper, to Pan młody również panikuje. Nie przejmuj się niczym, to twój dzień, więc korzystaj ile wlezie. W końcu nie codziennie wychodzi się za mąż za ukochaną osobę.
-Masz rację. Co ja bym bez ciebie zrobiła? Dobrze, musimy już chyba iść, bo Hazza będzie się niecierpliwić.-rzuciłam, zakładając zwykłe, białe, dwunastocentymetrowe szpilki. Zeszłyśmy przed dom, gdzie już na nas czekała limuzyna, po czym wsiedliśmy i ruszyliśmy na miejsce uroczystości. Ślub odbywał się w niedużym kościele, który obstawiony był na to ważne dla mnie wydarzenie, sporą ilością ochroniarzy. Nie chcieliśmy by ktoś, coś zepsuł, na przykład zbyt namolni parazzi.
Ostrożnie wysiadłam z pojazdu, uważając by nie zniszczyć sukni i omijając fotoreporterów, którzy byli dookoła mnie. Szybko zostałam otoczona przez ochronę i wprowadzona do środka. Czekałam już tylko na ojca, który prowadzić miał mnie do ołtarza, a gdy w końcu zjawił się, byłam kłębkiem nerwów.
-Moja córeczka tak szybko dorosła. Pamiętam jak jeszcze niedawno latałaś po pokoju w pampersie i śpioszkach, a teraz muszę cię oddać innemu mężczyźnie pod opiekę. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.-powiedział ze łzami w oczach i ścisnął mocniej moje ramię.
-Też mam taką nadzieję tato. Chciałabym żeby mama teraz tu była.
-Ona tu jest, a dokładniej w naszych sercach skarbie.
Nie zapominaj o tym.
-Dziękuję, potrzebowałam tej rozmowy.-odpowiedziałam, po czym usłyszałam marsz weselny i musieliśmy odłożyć dalsze rozmowy na później. Drzwi do wnętrza kościoła otworzyło dwóch mężczyzn z ochrony, więc ruszyliśmy po białym dywanie do końca, gdzie czekał na mnie Mój
Harry. Przez całą drogę nie spuszczałam wzroku z jego przystojnej twarzy, która już na zawsze będzie moja, tak samo jak cała reszta jego ciała, włączając w to serce. Uśmiech z mej twarzy nie zchodził w ogóle, aż w końcu moja ręka została przekazana zielonookiemu i wszystkie wątpliwości zniknęły od razu.
-Zebraliśmy się tu dziś, by połączyć węzłem małżeńskim...-zaczął mówić ksiądz, a ja zatopiłam się w tych cudownych, zielonych tęczówkach.
-Czy ty Haroldzie Edwardzie Styles, chcesz pojąć za żonę tą oto Annę Marię Luizę Corwinus i przysięgasz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuścisz jej aż do śmierci?
-Tak chcę i przysięgam z całego serca mego.
-Czy ty Anno Mario Luizo Corwinus, chcesz pojąć za męża tego oto Harolda Edwarda Style'a i przysięgasz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że go nie opuścisz aż do śmierci?
Spojrzałam w oczy ukochanego i zrobiłam efektowną, dramatyczną pauzę, po czym odpowiedziałam.
-Oczywiście, że chcę i przysięgam z całego serca.
Widziałam wielką radość i ulgę na twarzy Hazzy, gdy skończyłam swoją część przysięgi.
-Na mocy na danej mi przez urząd, ogłaszam was mężem i żoną, możesz pocałować pannę młodą-zakończył ksiądz, a Harry'emu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku i moglibyśmy tak zostać na długo, ale przerwali nam świadkowie.
-Jeszcze będziecie mieli czas na takie rzeczy, podczas podróży poślubnej, ale teraz wszyscy czekają.-odezwał się Jasper ze złośliwym uśmiechem.
Wyszliśmy z kościoła, w deszcz ryżu i udaliśmy się do limuzyny, którą dotarliśmy do wynajętego miejsca, gdzie miała odbyć się reszta uroczystości. Będąc już tam, przywitaliśmy się z gośćmi i zajęliśmy swoje miejsca przy stole. Nadszedł czas przemówienia, które wygłosiło całkiem sporo osób. Na sam koniec przyszła kolej mojego męża, więc mężczyzna z mikrofonem podszedł do niego. Harry zabrał mu przedmiot z reki, po czym wstał i złapał moją dłoń.
-Pragnę Ci bardzo podziękować kochanie, za to, że wytrzymujesz ze mną każdego dnia, choć bywa ciężko.-zaczął, a ludzie dookoła zachichotali-Pragnę spędzić z tobą resztę mojego życia i na tę szczególną okazję, jaką jest dzień naszego ślubu, zaśpiewam pewną piosenkę.
Pokazał gestem orkiestrze, by zaczęła grać, a sam spojrzał w moje oczy.
<klik>
Let me be your hero, -pozwólp
Would you dance,
if I asked you to dance?
Would you run,
and never look back?
Would you cry,
if you saw me crying?
And would you save my soul, tonight?
Would you tremble,
if I touched your lips?
Would you laugh?
Oh please tell me this.
Now would you die,
for the one you love?
Hold me in your arms, tonight.
I can be your hero, baby.
I can kiss away the pain.
I will stand by you forever.
You can take my breath away.
Would you swear,
that you'll always be mine?
Or would you lie?
would you run and hide?
Am I in too deep?
Have I lost my mind?
I don't care...
You're here, tonight.
I can be your hero, baby.
I can kiss away the pain.
I will stand by you forever.
You can take my breath away.
Oh, I just wanna to hold you.
I just wanna to hold you.
Oh yeah.
Am I in too deep?
Have I lost my mind?
Well I don't care...
You're here, tonight.
I can be your hero, baby.
I can kiss away the pain.
I will stand by you forever.
You can take my breath away.
I can be your hero.
I can kiss away the pain.
And I will stand by you, forever.
You can take my breath away.
You can take my breath away.
I can be your hero.
Zakończył i wyczekiwał mojej reakcji. Rzuciłam mu się na szyję i namiętnie pocałowałam, na co goście zaczęli głośno klaskać.
-Ja też was kocham mamusiu.-usłyszeliśmy głos naszego synka i już po chwili nas obejmował.
-Dasz sobie radę skarbie, przez ten miesiąc co nas nie będzie? Proszę Cię tylko nie męcz babci i dziadka.
-Spokojnie mamo, będziemy się za*iście bawić.
-Allan! Skąd ty znasz to słowo?-zapytałam wstrząśnięta słownictwem jakiego urzył.
-Tata tak czasami mówi do wujka Louisa.
-Harry.-wysyczałam groźnie, mordując mężczyznę wzrokiem.
*
Po spędzeniu miesiąca miodowego na Karaibach, nadszedł w końcu czas, by rozpocząć tournee po Europie i Amerykach. Byłam właśnie przed swoim pierwszym od dłuższego czasu koncertem, który odbywał się w Londynie. Moja rodzina znajdowała się za kulisami, a przyjaciele z Polski, których zaprosiłam, siedzieli na widowni. Zaczęłam od zaśpiewania piosenki, która podbiła moje serce, gdy byłam w Polsce. Zaśpiewałam jeszcze kilka piosenek, zanim To się stało. W pewnym momencie zrobiło mi się ciemno przed oczami i osunęłam się na scenę.
Po otwarciu oczu, oslepiło mnie jasne światło, przez co miałam ochotę je z powrotem zamknąć, ale powstrzymałam się. Po przyzwyczajeniu się do jasności, ujrzałam koło siebie Styles'a oraz naszego syna.
-Co się stało?-zapytałam ochrypłym głosem.
-Zemdlałaś na scenie, podczas koncertu, więc przetransportowaliśmy cię do szpitala. Lekarz kazał czekać na wyniki badań.
W tym samym czasie, w drzwiach pojawił się mężczyzna w kitlu, który podszedł do mojego łóżka, z uśmiechem na ustach.
-Obudziła się Pani w końcu. Po dokładnym przestudjowaniu wyników, stwierdzam, że nic złego Pani nie dolega.
-Więc skąd te omdlenia?-wtrącił mój mąż, zanim ja to zrobiłam.
-W Pani stanie to całkowicie normalne. Zostawię Panią jeszcze na obserwacji do jutra i przepiszę odpowiednie witaminy.
-Jakim stanie doktorze?-zapytałam szybko.
-No jak to? Jest Pani w ciąży.
Po otwarciu oczu, oslepiło mnie jasne światło, przez co miałam ochotę je z powrotem zamknąć, ale powstrzymałam się. Po przyzwyczajeniu się do jasności, ujrzałam koło siebie Styles'a oraz naszego syna.
-Co się stało?-zapytałam ochrypłym głosem.
-Zemdlałaś na scenie, podczas koncertu, więc przetransportowaliśmy cię do szpitala. Lekarz kazał czekać na wyniki badań.
W tym samym czasie, w drzwiach pojawił się mężczyzna w kitlu, który podszedł do mojego łóżka, z uśmiechem na ustach.
-Obudziła się Pani w końcu. Po dokładnym przestudjowaniu wyników, stwierdzam, że nic złego Pani nie dolega.
-Więc skąd te omdlenia?-wtrącił mój mąż, zanim ja to zrobiłam.
-W Pani stanie to całkowicie normalne. Zostawię Panią jeszcze na obserwacji do jutra i przepiszę odpowiednie witaminy.
-Jakim stanie doktorze?-zapytałam szybko.
-No jak to? Jest Pani w ciąży.
*
-Harry! Wołaj Allana na obiad!-krzyknęłam do swojego męża, sadzając małą Darcy w foteliku do karmienia. Od ośmiu miesięcy miałam dwójkę dzieci, które starałam się otaczać troską i miłością. W końcu zrezygnowałam z kariery, pieniądze zarobione do tej pory starczą nam na kilkanaście lat, a resztę zdobędziemy, dzięki naszemu klubowi, który otworzył mój ukochany.
-Co tak pięknie pachnie kochanie?-zapytał brunet, wchodząc do kuchni wraz z naszym synem.
-Nie przesadzaj Hazz, to tylko gołąbki.
-Jak zwykle skromna. To są najlepsze gołąbki jakie kiedykolwiek jadłem.
-Wiecie, że jutro jest wywiadówka w mojej szkole, prawda?-odezwał się All.
-Wiemy, twój Tata na nią idzie. Ja mam dość po ostatniej.
-Ale mamo! To była tylko niewinna zabawa!
---------------------
Witam wszystkich, którzy jeszcze czytają to opowiadanie. Trochę długo mi zeszło z tym epilogiem, ale w końcu udało mi się go napisać. Tak więc to już koniec przygód Anny, Harry'ego oraz Allana. Niedługo dodam podsumowanie. Pozdrawiam was i mam nadzieję, że nie jest to jedyne moje opowiadanie, które przeczytacie. Wesołych świąt i mokrego dyngusa.
Swietne :D
OdpowiedzUsuńGenialne, sama chciałabym tak pisać
OdpowiedzUsuń